Kolejny mecz naszej drużyny i kolejny remis. Wynikiem 0:0 zakończyło się niedzielne starcie z Kamieniarzem Golemki.
Nasz zespół przystąpił do tego spotkania dość mocno osłabiony. Za kartki pauzował Adrian Kusek, uraz uniemożliwił występ Waldkowi Miazdze, zaś Piotrek Kieta, wystąpił nie w pełni sprawny. Na ławce zasiedli tylko Łukasz Korzecki, Kamil Wędzina oraz Łukasz Chęciek, który po 9 miesiącach leczenia kontuzji powrócił do składu meczowego.
Od początku nie układała się nasza gra, ale to my częściej byliśmy przy piłce i stworzyliśmy sobie kilka dogodnych sytuacji. Najlepsze zmarnowali Bartek Miazga oraz Rafał Galas. Goście ograniczali się jedynie do kontrataków, z których jednak niewiele wynikało. Trzeba pochwalić bramkarza rywali, który zaliczył kilka naprawdę dobrych interwencji. W 30 minucie udało się strzelić bramkę, ale sędzia boczny pogubił się pokazując spalonego, którego ewidentnie nie było. Gracze Bodzosa walczyli o każdą piłkę, niektórzy wręcz "byli wszędzie", jak Łukasz Drąg, czy Witek Wal. Sytuacja jednak wyglądała tak, że przed przerwą nie udało się zdobyć bramki i do szatni schodziliśmy z wynikiem remisowym.
Po zmianie stron atakowaliśmy coraz śmielej. Na skrzydłach dobrze grali Piotrek Kieta i Bartek Miazga w środku nie do ogrania byli Łukasz Drąg i Grzesiek Domek, ale brakowało szczęścia. Można stwierdzić, że to był jeden z tych meczów, w których "nic nie wchodziło". Konstruowaliśmy kolejne składne akcje, ale ciągle brakowało wykończenia, celności lub dobrze bronił golkiper rywali. Podsumowaniem naszego pecha, był strzał Rafała Galasa w końcówce meczu, po którym piłkę zmierzającą do pustej bramki, z linii bramkowej wybił w ostatniej chwili obrońca gości. Od samego początku drugiej części ponownie dawali o sobie znać też sędziowie. Nie pomagali zwłaszcza boczny, który nawet w oczywistych sytuacjach pokazywał "w drugą stronę". Przez większą część czasu arbiter główny nie chciał pokazać żadnej kartki (chociaż wreszcie się przełamał WOW). W końcówce przerwał grę, podczas gdy wyprowadzaliśmy groźny kontratak (zawodnik gości leżał na boisku, jednak gdy Ci byli przy piłce nic sobie z tego nie robili, dopiero gdy my ją przejęliśmy i mogło być groźnie sędzia przerwał grę). No cóż, nie dało się inaczej to trzeba było pomagać tak. Warto zauważyć, że spotkanie prowadził pan z Czarnej, czyli miejsca, gdzie na co dzień swoje mecze rozgrywa Kamieniarz. Może przeczyta to ktoś odpowiedzialny za dobór sędziów na mecze i zastanowi się w przyszłości nad swoimi wyborami? W każdym razie do końca nic nie udało się już zdziałać i spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem.
W najbliższą niedzielę o godzinie 15:00, czeka nas wyjazdowy mecz z zespołem LKS Żyraków. Miejmy nadzieję, że limit pecha został wyczerpany przez dwa ostatnie spotkania i wrócimy na odpowiednią drogę w walce o awans.