Ostatni mecz Bodzosa z zespołem LKS Wiewiórka, to masa emocji, ale także prawdziwy kabaret w wykonaniu sędziego głównego, który trzeba napisać wprost: WYPATRZYŁ WYNIK MECZU, zabierając nam tym samym punkty, w decydującym dla nas meczu, w walce o awans. Ale po kolei...
Pierwsza połowa to typowe piłkarskie szachy i liczne próby ataków przez obydwie ekipy. Żaden z nich nie skończył się jednak zdobyciem bramki, choć jedna, jak i druga drużyna miała do tego kilka dobrych okazji. Zamiast goli, mieliśmy dużo walki, często ostrej, w środku pola.
Prawdziwe emocje rozpoczęły się w drugiej połowie. Od samego początku to my odważniej atakowaliśmy. Dwa razy z dystansu próbował Kieta, lecz nieskutecznie. Jak to się jednak mówi: "do trzech razy sztuka". Trzeci bowiem strzał Piotrka Kiety był idealnie wymierzony i piłka bezproblemowo znalazła drogę do bramki.
Gdy minęło 60 minut gry, rozpoczął się wyżej wymieniony kabaret. Sam na sam wychodził Kieta, przerzucił piłkę nad bramkarzem i skierował ją do pustej bramki zdobywając gola. Został przy tym brutalnie sfaulowany przez bramkarza na piętnastym metrze. Szanowny arbiter główny tego spotkania nie uznał bramki, gdyż jak kilka minut później przepraszał ponieważ "gwizdnął sobie za wcześnie". Podyktował rzut karny dla naszej drużyny, a bramkarza Wiewiórki ukarał... żółtą kartką (?!). Bramkarz był w tej akcji ostatnim zawodnikiem broniącym bramki, piłka wpadła do niej prawidłowo, a nasz poturbowany zawodnik musiał opuścić boisko z trudem poruszając nogą (i nie wiadomo czy będzie mógł wystąpić w następnym meczu). Po kilku minutach zamieszania jedenastkę na gola zamienił Grzesiek Domek, jednak nasi piłkarze byli już całkiem wściekli, gdyż przez kolejne pół godzony powinniśmy grać w przewadze jednego zawodnika, ale jak wiadomo tak się nie stało. Gospodarze zaś poczuli, że mają na boisku przyjaciela - dwunastego zawodnika złapali wiatr w żagle i po zamieszaniu i błędzie naszego bramkarza zdobyli bramkę kontaktową. Końcówka to już nerwówka, której jednak nie udało nam się wytrzymać. W czwartej minucie doliczonego czasu gry, zawodnik Wiewiórki niespodziewanie potężnie uderzył z dystansu i jak się okazało oddał strzał życia ratując gospodarzom remis, który w obecnej sytuacji jest dla zespołu z Wiewiórki na wagę trzech punktów.
Nie odbierając gospodarzom woli walki do ostatniej sekundy meczu i jednocześnie im gratulując mówię wprost: Jak widać, ktoś wyraźnie nie chciał, aby Bodzos wygrał to spotkanie, bo jak można inaczej nazwać tę szopkę, którą zaserwował nam pan sędzia Wałęga i to w najważniejszym spotkaniu, w toczącej się walce o awans?
Bodzos nie ma już nic do stracenia, do dwóch ostatnich meczów podchodzimy na luzie, aby zakończyć ten sezon w jak najbardziej pozytywnym stylu. NIECH WYGRA FUTBOL!