Za nami jeden z najsłabszych, a może i najgorszy z ligowych występów w tym sezonie, w którym graliśmy wolno, ociężale, niedokładnie, przewidywalnie i co najważniejsze bardzo nieskutecznie. Jako zespół "przespaliśmy i przespacerowaliśmy" całą pierwszą połowę, a nad przyczyną takiego obrotu sprawy zastanowimy się w ciągu najbliższych kilku dni, chociaż doskonale wiemy, że część zawodników wygrała ten mecz jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Na pewno jakieś znaczenie miała też upalna pogoda, ale jak zwykle w tego typu przypadkach była równa dla wszystkich. W przerwie meczu nastąpiły trzy zmiany, ale doskonale wiemy, że powinno ich być o trzy, cztery więcej, bo właśnie tylu zawodników grało dużo poniżej własnych możliwości.
Gra po zmianie stron troszeczkę się poprawiła, ale nie na tyle, by móc pisać o wyraźnym progresie formy. Męczyliśmy się niemiłosiernie, a grający przez cały mecz bez zmienników zawodnicy z Kcyni mogli pokusić się nawet o objęcie prowadzenia zarówno w pierwszej, jak i drugiej odsłonie. Do 56 minuty utrzymywał się jednak wynik bezbramkowy i dopiero wprowadzony chwilkę wcześniej na boisko Marcin Żuryń otworzył wynik spotkania, a asystował Filip Grath. To dało nam trochę spokoju i niewiele później Szymon Krzywosądzki zdobył drugiego, a w końcówce Sebastian Ryngwelski trzeciego gola.
Z dnia dzisiejszego cieszyć chyba mogą jedynie zdobyte punkty, bo nawet gdy nic nie wychodzi, to trzeba mimo wszystko spróbować wygrać i to się udało, a dopiero potem wyciągnąć odpowiednie wnioski. Ważne jest, co po takim występie i najbliższe dni pokażą jak indywidualnie i jako zespół zareagujemy. Przed nami trudny mecz w Sadkach (jesienią porażka u siebie 0:3), więc mamy niewiele czasu na poprawę wielu elementów.