Już pierwszy kwadrans mógł wypełnić podbramkowymi spięciami całe 90 minut. Pierwsi uderzyli gospodarze. Po zaledwie 120 sekundach czujność naszej defensywy sprawdził Bartłomiej Kasprzak. Sytuacja była wyborna, gdyż pomocnik miejscowych znalazł się 15 metrów przed naszą bramką i minimalnie przestrzelił nad poprzeczką.
Nie upłynęły kolejne dwie minuty, a wynik na tablicy stadionu im. Władysława Augustyniaka musiał zostać zmieniony. Na gospodarzy w swoim stylu popędził Maciej Kowalczyk, dośrodkował do Roberta Brzęczka, który trafił w słupek. Na szczęście wszystko obserwował czujny Michał Kojder i głową dobił piłkę do siatki.
10 minuta otworzyła możliwości do ponownej zmiany rezultatu. Najpierw MKS wyręczyła poprzeczka po przymiarce Arkadiusza Aleksandra, a chwilę później spudłował "Kojdi", będąc sam przed Łukaszem Radlińskim. Wet za wet! Wyrównanie padło w 14 minucie. Wspomniany już Kasprzak uderzeniem w krótki róg pokonał Oskara Pogorzelca, a futbolówkę dogrywał mu kapitan Sandecji Słowak Matej Nather.
Jak się bawić... Biało-niebiescy prowadzenie odzyskali w 27 minucie. Debiutujący w podstawowe jedenastce Robert Brzęczek idealnie obsłużył wbiegającego w pole karne Kowalczyka. Piłka odbiła się jeszcze od Radlińskiego, lecz sięgnęła celu, a "Kowal" objęć kolegów. Trzy gole w niespełna 30 minut zmusiły obie strony do "kwadransa refleksji". W tej części gry, oprócz dwóch zmian w ekipie gospodarzy, większego dreszczyku na plecach już nie odczuliśmy.
Początkowe fragmenty odsłony numer dwa najlepiej opisze fragment jednej z internetowych relacji "na żywo". - Sandecja próbuje przeważać na boisku, jednak patrząc na podania do zawodnika - widmo ciężko stwierdzić, że może być lepiej niż w pierwszej części spotkania. Czujność Pogorzelca sprawdzali wprawdzie Aleksander, wprowadzony już w pierwszej połowie Łukasz Nowak i zdobywca bramki Kasprzak, jednak były to strzały, które lądowały w rękawicach reprezentanta Polski.
Nogi pomogły Oskarowi w 62 minucie i uratowały Kluczbork przed wyrównaniem. Niesamowita interwencja naszego golkipera była odpowiedzią na zapędy coraz śmielej poczynającego sobie Nowaka, marnującego w tym momencie tak zwaną "setkę". Nasi chłopcy bardzo rozsądnie "wieźli" wynik. Jedenastka z Nowego Sącza przeważała, jednak wyraźnie brakowało jej argumentów, by już cokolwiek w sobotę ugrać. Jeszcze tylko główka Witalija Berezowskiego z kolejną wyśmienitą obroną Pogorzelca, kąśliwe uderzenie Mateusza Ariana i trzy punkty można było pakować do autokaru.
Na zdjęciu Maciej Kowalczyk, ojciec drugiego w tym sezonie wyjazdowego zwycięstwa.