W 10. kolejce nasza drużyna odniosła swoje pierwsze wyjazdowe zwycięstwo w tym sezonie. Na boisku Smoczanki w Mielcu Tuszymka wygrała 2:1 po trafieniach W. Kulika i I. Skowrona.
Do meczu przystępowaliśmy bez pauzującego za kartki Dariusza Darłaka, dlatego trener Stawarz znowu miał spory ból głowy z wystawieniem optymalnej jedenastki. Na prawej obronie zameldował się więc z konieczności pomocnik - Marcin Soboń, a na środku, obok etatowego obrońcy Wilaszka zagrał Damian Kulik.
Przed meczem szatnię odwiedził nasz solenizant, Tomasz Rasiński i zostawił piłkarzom mały prezent motywacyjny w postaci ulubionego napoju izotonicznego.
Smoczanka wygrała wszystkie dotychczasowe mecze na własnym boisku (5-0-0). Tuszymka, poza jednym remisem w Cmolasie zawsze z delegacji wracała na tarczy, dlatego do Smoczki nie jechaliśmy w roli faworyta i początek spotkania doskonale odzwierciedlał różnicę, która dzieli obie ekipy w tabeli. Gospodarze od początku przejęli inicjatywę i starali się zagrażać naszej bramce, ale dobrze spisywała się formacja defensywna LKSu. Ataki Tuszymki kończyły się zwykle w okolicach środka boiska i długo szukaliśmy sposobu na stworzenie jakiejkolwiek sytuacji do oddania strzału.
W 16. minucie Smoczanka dopięła swego. Prostopadłe podanie ze środka boiska na bramkę zamienił zawodnik gospodarzy, który nie zmarnował sytuacji sam na sam z bramkarzem TT. Po bramce, obraz gry nie uległ zmianie aż do 25. minuty. Smoczanka ciągle atakowała, Tuszymka próbowała się odgryźć, ale ciągle grała zbyt mało odważnie.
We wspomnianej 25. minucie - pierwszą, wyśmienitą okazję zepsuł Skowron, który wyszedł na czystą pozycję z bramkarzem mieleckiej ekipy, ale ten drugi postanowił zgłosić swoją kandydaturę do interwencji sezonu i zatrzymał zarówno pierwszy strzał, jak i dobitkę naszego napastnika.
Dwie minuty później walkę o górną piłkę w środku boiska wygrał J. Rusin, sprytnie dopadł do niej W. Kulik, wykorzystał nieporozumienie między stoperem, a bramkarzem gospodarzy i czubkiem buta wepchnął piłkę do bramki nad rozpaczliwie interweniującym zawodnikiem ze Smoczki.
Od momentu zdobycia bramki na 1:1 mecz stał się zdecydowanie bardziej wyrównany, z lekkim wskazaniem na gości, którzy zaczęli coraz łatwiej zbliżać się w okolice pola karnego Smoczanki.
Do przerwy schodziliśmy z wynikiem remisowym, a w szatni czuliśmy, że możemy pokusić się tutaj o zwycięstwo.
Po zmianie stron to nasz zespół częściej gościł na połowie rywala. O wiele lepiej niż przed przerwą radziliśmy sobie z konstruowaniem akcji, a także z przerywaniem poczynań gospodarzy, którzy swoją grę ofensywną opierali głównie na długich piłkach z linii obrony w stronę napastników. Niemal wszystkie pojedynki główkowe wygrywał duet stoperów Tuszymki, bardzo dobrze radzili sobie także boczni obrońcy LKSu.
W 61. minucie typową dla siebie akcję przeprowadził W. Kulik. Skrzydłowy Tuszymki wyszarpał piłkę z prawej strony boiska i perfekcyjną wrzutką, którą śmiało można byłoby pokazywać we wtorkowo-środowych skrótach spotkań Ligi Mistrzów, obsłużył Skowrona - nie mającego problemu ze skierowaniem jej głową do bramki.
Po wyjściu na prowadzenie staraliśmy się oddać pole gry zespołowi ze Smoczki i kontrować przeciwnika, co wychodziło nam bardzo dobrze. Okazje do podwyższenia wyniku mieli m.in. Mazur, R. Darłak czy J. Rusin. W końcówce cofaliśmy się coraz głębiej, ale dowieźliśmy korzystny wynik bez większego stresu pod naszą bramką.
Niestety, mecz okupiliśmy poważną kontuzją naszego obrońcy D. Kulika, który w pierwszej połowie zderzył się z zawodnikiem Smoczanki. Wszystko wskazuje na to, że Damiana nie zobaczymy już na boisku w tej rundzie i zespół będzie musiał radzić sobie bez jednego z liderów obrony Tuszymki.