Rekordziści polegli po raz pierwszy w bieżącym sezonie we własnej hali i po raz pierwszy w historii pojedynków z GAF-em Omegą.
Oba zespoły rozpoczęły mecz grając dość wysoko, ale tempo gry nie było zbyt duże. Pierwsze celne strzały odnotowaliśmy w 3 minucie - na bramkę Bartłomieja Nawrata uderzał Tomasz Lutecki, natomiast Michała Widucha próbował pokonać Radek Polasek. Świetnej okazji na początku 4 minuty nie wykorzystał jeszcze Piotr Łopuch, ale kilkadziesiąt sekund później gliwiczanie objęli prowadzenie - na strzał z.. linii środkowej boiska zdecydował się Maciej Mizgajski, a piłka znalazła drogę do bielskiej bramki. Raptem 24 sekundy później Nawrat odbił piłkę, ale wprost pod nogi Joao Baptisty, który bez problemów umieścił ją w siatce. Po tych ciosach biało-zieloni podnosili się dość długo, grając zbyt wolno i czytelnie dla rywali, by móc mocno zagrozić bramce Widucha. Im bliżej końca pierwszej połowy było z tym trochę lepiej, z reguły po indywidualnych akcjach naszych zawodników. Celował w tym zwłaszcza Wojciech Łysoń, kilkakrotnie próbując strzelać na bramkę GAF-u, natomiast Artur Popławski trafił piłką w słupek. Jednak do końca pierwszej połowy żadna bramka już nie padła, więc szturm na bramkę gości trzeba było odłożyć na drugie dwadzieścia minut.
Nim jednak cokolwiek zawodnikom Rekordu udało się zdziałać, było już trzeba odrabiać trzybramkową stratę. Minęło zaledwie 46 sekund gry po zmianie stron gdy Łopuch wykorzystał błąd Popławskiego i ogrywając broniącego w drugiej części gry Michała Kałużę podwyższył prowadzenie swojej drużyny. Jak rekordziści w tym dniu potrafili, tak próbowali odrabiać straty. Na pewno nie było w ich grze polotu i finezji, ale ambicji czy woli walki nie sposób im było odmówić. W 27 minucie przy linii bocznej o piłkę powalczyli Douglas i Łysoń, odbierając ją rywalom. Następnie Łysoń ograł obrońcę i strzałem w "długi" róg pokonał Widucha. Ta bramka dodała skrzydeł biało-zielonym, ponadto uśmiechnęło się do nich szczęście i w efekcie w niespełna trzy minuty odrobili straty. Najpierw ogromny błąd popełnił Widuch, który tak przyjmował piłkę po podaniu Maksyma Pautiaka, że odbił ją pod nogi atakującego Polaska - sam strzał był formalnością. W 30 minucie akcja Popławski-Polasek-Popławski i strzał tego ostatniego, przy którym gliwicki golkiper nie miał nic do powiedzenia.
Kiedy wydawało się, że wszystko dla nas zmierza w dobrą stronę, rozgrywający bardzo dobre zawody Łysoń skopiował błąd Popławskiego, a po chwili Pautiak cieszył się ze zdobycia gola. Niestety także Kałuża, powielił zachowanie bramkarza gości - przy próbie wybicia piłki zablokowany został przez atakującego go Luteckiego i piłka wpadła do bramki. Nadzieję dała jeszcze bramka Popławskiego z przedłużonego rzutu karnego, ale więcej razy Widuch już w tym meczu nie dał się pokonać i trzy punkty pojechały do Gliwic.