Parafrazując słowa Gary'ego Linekera, że "piłka nożna to taka gra, w której 22 mężczyzn biega za piłką, a na końcu i tak wygrywają nasi przeciwnicy", wiele się nie pomylimy. Nasza pozycja w tabeli na to oczywiście wskazuje. Ale jak dotąd to nasi przeciwnicy grali, no i oni też bramki zdobywali. Jednak ostatni mecz zmienił wszystko o 180 stopni. O dziwo to Strażak grał, strzelał, a Warta bramki, konkretnie dwiezdobyła. Pomimo wielu sytuacji stworzonych sobie w pierwszej połowie, nic wpaść do siatko nie chciało. Bramkarz bronił po prostu wszystko, nawet to czego nie miał prawa obronić. Zupełnie jak Mariusz Pawełek za najlepszych lat. No dobra, złe porównanie. Mariusz puszczał to czego nie dało się puścić.
Spróbowaliśmy coś zmienić, a zaczęło się a jakże od skasowania bramkarza. Wiadomo drugi bramkarz będzie słabszy. Dodatkowo na drugą połówkę wyszliśmy w innym ustawieniu. Niestety nic to nie przyniosło. Rezerwowy bramkarz też bronił prawie wszystko. Prawie, bo w końcu jeden strzał puścił. Wpuścił może dlatego, że atomowy strzał Damiana z 10 metrów był przeznaczony do skasowania także i jego. Co jak co, ale trzeciego bramkarza to już na pewno nie mieli. Szkoda, bo chłop się w tym połapał i odpowiednio zareagował, unikając parady obronnej. Biednemu zawsze wiatr w oczy. Z pozytywów cieszy fakt, że oddaliśmy tyle strzałów ile chyba przez cały jak dotąd sezon nie było.