Nieoficjalne derby Gminy Pniewy (mecz nazywany tak ze względu na ilość zawodników z terenu Gminy Pniewy występujących w obydwu zespołach), czyli mecz pomiędzy Sokołem Pniewy i Zielonymi Lubosz przyciągnął na Stadion Miejski w Pniewach ok. 200 widzów. Spotkanie zostało także potraktowane w sposób szczególny ze strony Kolegium Sędziów Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej, ponieważ delegowało ono na mecz aktualnego arbitra szczebla III ligi.
Obydwie drużyny weszły w ten mecz z dużym zaangażowaniem. Pierwsi prowadzenie w tym meczu powinni objąć gospodarze. Nie stało się tak jednak, ponieważ w 17 minucie znakomitym refleksem wykazał się Piotr Kozubowski. Na strzał nożycami w polu karnym zdecydował się Daniel Hajdukiewicz, lecz bramkarz Zielonych mimo tego, że był zasłonięty zdążył rzucić się w stronę słupka i odbić piłkę. Poprawka ze strony piłkarza Sokoła zatrzymała się natomiast na słupku.
Niewykorzystana okazja zemściła się w 36 minucie. Zieloni przeprowadzili akcję od lewej strony pola karnego, po czym piłka trafiła do Krzysztofa Galasa. Pomocnik gości oddał strzał, który odbił przed siebie Michał Kasprzak. Piłka trafiła jeszcze do Dawida Szaraty. Zawodnik przyjezdnych umieścił ją w siatce dając swojej drużynie prowadzenie.
Radość kibiców z Lubosza nie trwała jednak długo. Minęły ledwie trzy minuty, a Sebastian Klapczyński pociągnął w polu karnym za koszulkę Macieja Cieślaka. Do rzutu karnego podszedł Daniel Hajdukiewicz, po raz kolejny w tym sezonie skutecznie egzekwując ten element piłkarskiego rzemiosła.
Druga połowa spotkania dostarczyła publiczności jeszcze więcej emocji piłkarskich, mimo tego, że bramki (te uznane) nie padły.
Sześć minut po wznowieniu meczu strzał Tomasza Najewskiego odbił na słupek Kozubowski. W odpowiedzi na strzał zza pola karnego zdecydował się Marcin Gapik. Z trudem odbił piłkę przenosząc ją nad bramką Kasprzak. 58 i 59 minuta to dwie kolejne okazje dla Zielonych. Najpierw z rzutu wolnego piłkę posłał na górną część siatki Łukasz Humbla, a kilkadziesiąt sekund później blisko zaskoczenia bramkarza Sokoła był Gapik. Kasprzak po raz kolejny musiał wykazać się czujnością i refleksem.
W 64 minucie Cieślak znalazł się w polu karnym rywali, lecz źle ułożył stopę i oddał niecelny strzał. Przyjezdni chwilę później otrzymali prezent od Sokoła w związku ze złym wyprowadzeniem piłki z własnego pola karnego. Bramka jednak nie padła.
Akcja za akcją można rzec w tym przypadku, bowiem upływa kolejna minuta, a gospodarze w osobie Cieślaka nie wykorzystują następnej sytuacji do zdobycia bramki. Tym razem Kozubowski odbija strzał ofensywnego pomocnika miejscowej drużyny, a kolega z drużyny wykopuje piłkę po za linię końcową boiska. Po minucie kolejnej szansy dla Sokoła nie wykorzystuje tym razem Daniel Hajdukiewicz.
Dziesięć minut przed końcem meczu wielu chyba już widziało piłkę w siatce, ale Kozubowski powstrzymał w sytuacji sam na sam rozpędzonego Cieślaka. Kilkadziesiąt sekund później Mikołaj Stępień trafia do siatki. Bramka nie zostaje uznana, ponieważ sędzia dopatrzył się pozycji spalonej.
W 88 minucie dośrodkowana z własnej połowy boiska przez Łukasza Kowalczuka piłka trafia na głowę ustawionego w polu karnym Cieślaka, a Kozubowski palcami wybija piłkę na rzut rożny. Przed doliczonym czasem gry Stępień marnuje sytuację na wygraną posyłając piłkę obok słupka.