W VII kolejce Podkarpackiej Ligi Trampkarzy Młodszych remisujemy u siebie z drużyną Stali Rzeszów 1-1 (0-0).
Zasada naszego trenera jest jedna. "Gramy piłką bez względu na wszystko, wynik jest sprawą drugorzędną". W tym meczu zadanie to było wyjątkowo trudne. Graliśmy na bocznym boisku (które jak wiemy jest kiepskiej jakości) z wymagającym rywalem, w dodatku w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych. Mimo tych wszystkich aspektów, jakakolwiek zmiana polityki prowadzenia drużyny nie wchodziła w rachubę. Mieliśmy grać od bramkarza do obrońców, przez linię pomocy aż po atak. Była to dobra szkoła dla naszych chłopaków. Piłka skakała, chłopcy się ślizgali, a drużyna gości ostro naciskała, wysokim pressingiem. Prościej byłoby szukać długich zagrań, ale jak już wspomniałem, o tym nawet nie może być mowy. Mamy starać się utrzymywać jak najdłużej przy piłce i uczyć się gry pod dużą presją. Ten mecz był bardzo dobry do przećwiczenia tego rodzaju grania. Rywale zaś, jak już wspomniałem, zaatakowali wysokim pressingiem i jak tylko udało się im odebrać piłkę, natychmiast próbowali uruchomić długim podaniem swojego wysuniętego napastnika. Ewentualnie, oddawali strzały ... właściwie z każdej możliwej pozycji (czym nieźle sobie nabili statystki w pierwszej połowie). Taktyka prosta i bardzo czytelna, jednak przynajmniej trzykrotnie daliśmy się na to nabrać. Było naprawdę groźnie, ale szczęście tym razem, po naszej stronie. My właściwie bez zagrożenia pod bramką rywali w tej odsłonie. Choć przy akcji "Urbiego" w 20 minucie, zawodnik gości faulował go. Sędzia co prawda faulu się dopatrzył i odgwizdał rzut wolny. Problem w tym, że zapis z kamery pokazał iż do przewinienia doszło już w obrębie pola karnego. Trudno, sędzia też człowiek - pomylić się może.
Druga połowa już lepsza. Gra się mocno wyrównała. Stal Rzeszów również zmieniła taktykę, grają więcej podaniami. Mecz nabrał większej jakości. Trzeba przyznać, że to rywale stwarzają sobie groźniejsze sytuacje. Niemniej jednak i nasze akcje wyglądają naprawdę dobrze. W 55 minucie goście domagają się rzutu karnego - gwizdek sędziego milczy. Za chwile my możemy mieć wielkie pretensje. "Kasterka" wychodzi z piłką (razem z "Adim" byliby w sytuacji dwóch na jednego obrońce), niestety sędzia liniowy dopatrzył się spalonego (po raz kolejny zapis pokazał iż sędzia się pomylił). Aż nadeszła 64 minuta. Wtedy to "Urbi" urwał się obrońcy. Pociągnął z piłka, aż pod linie końcową i wycofał do 'Adiego". Ten ze stoickim spokojem wpakował piłkę pod poprzeczkę. Wielka radość i ... za dużo respektu. Rywale zaatakowali, a my zupełnie straciliśmy głowę. Zemściło się to w doliczonym czasie gry. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego, napastnik rywali oddaje dosyć lekki strzał. Piłka odbija się od "Kariego", później od "Seby" i wtacza się do bramki, obok bezradnego Łukasza. Za chwilę Mogło być 1-2, ale "Łuki' ofiarną interwencją zbija piłkę na rzut rożny. Przy tej interwencji doznaje kontuzji dłoni. Opatrywanie naszego golkipera się przedłużało i sędzia postanowił zakończyć spotkanie.
Z jednej strony, gol stracony w doliczonym czasie gry boli i żal straconych punktów. Z drugiej jednak strony, Stal Rzeszów nie zasługiwała w tym meczu na porażkę. Dlatego ten remis trzeba przyjąć z należytym szacunkiem. Nasza gra w porównaniu z meczem w Przemyślu uległa znacznej poprawie (choć to nie było trudne, tak słabo jak tydzień temu to nie graliśmy chyba jeszcze nigdy) i mamy nadzieję że z każdym, następnym meczem ten progres będzie jeszcze bardziej widoczny.
ZAWODNIK MECZU - KUBA RAKICKI