Trudno pisać o porażkach. Jeszcze trudniej pisze się o porażkach w takim stylu. Przegrany przeważnie próbuje się w jakiś sposób usprawiedliwić. Padają różne „przyczyny” tłumaczenia się w takich sytuacjach. Od słabego sędziowania, boiska czy pogody do innych, często abstrakcyjnych powodów.
Jednak po takim meczu trudno szukać jakiejś innej winy niż postawa zawodników. Co z tego, że była możliwość nawiązania rywalizacji z Clescevią. Mieliśmy przecież poprzeczkę przy wyniku 1:3, a także możliwość wcześniejszej bramki na 3:5 lub możliwość strzelenia bramki numer cztery i nawiązania kontaktu z rywalem.
Multum błędów popełnianych w defensywie, która w dwóch poprzednich meczach wyglądała raczej nienajgorzej spowodowała stratę zbyt dużej ilości bramek, aby zdobyć jakieś punkty.
Maratończyk bardzo szybko, bo już w pierwszej minucie gry objął prowadzenie. „Centrostrzał” Bartka Kościelniaka i gospodarze obejmują prowadzenie.
Później strzelali goście i to aż pięciokrotnie. Cztery z nich wpadały w pierwszej części spotkania, jedna wpadła w drugich 45 minutach.
Maratończyk potrafił odpowiedzieć jeszcze tylko dwa razy. Oba te trafienia zaliczył Kościelniak i w całym spotkaniu zaliczył hat-tricka.
Spotkanie zakończyło się porażką 3:5 i … zapomnijmy o tym meczu.